Balet jest dla ludzi silnych

Dla tych z Was, którzy nie mieli okazji przeczytać w prasie, udostępniamy fragmenty wywiadu z tancerką zespołu Polskiego Baletu Narodowego przy Teatrze Wielkim.
Aneta Wira-Ostaszyk jest absolwentką warszawskiej szkoły baletowej i autorką popularnego bloga Simple Dancer’s Life, który pozwala zajrzeć za kulisy teatralnej sceny oraz poznać codzienne życie, bolączki i radości zawodowej tancerki.

Rozmawia: Kinga Czernichowska
Źródło: naszemiasto.pl

Simple Dancer's Life

Kiedy po raz pierwszy założyłaś baletki?

Przygoda z tańcem musiała zacząć się bardzo wcześnie. Nie miałam jeszcze czterech lat, kiedy mama wzięła mnie na zajęcia z tańca, w których uczestniczyła moja kuzynka. Podobno strasznie wyrywałam się do przodu, do pierwszych rzędów. Chciałam tańczyć. Pani, która prowadziła te zajęcia, Klara Kmitto, powiedziała, że jeszcze jestem za mała i żebym przyszła za rok. Po roku wróciłam, uczyłam się tańca pod okiem pani Klary, a w wieku 10 lat trafiłam pod opiekę pana Staszewskiego, który prowadził we Wrocławiu studio baletowe, niedaleko obecnego Teatru Muzycznego Capitol.

Pan Waldemar miał bardzo profesjonalne podejście do swoich uczniów, wiele można było się od niego nauczyć. Po dwóch latach powiedział mi, żebym spróbowała dostać się do szkoły baletowej. Takich szkół w Polsce jest pięć: w Warszawie, Gdańsku, Łodzi, Poznaniu i Bytomiu. Z rodzicami wybraliśmy Warszawę. Nauka w ogólnokształcącej szkole baletowej rozpoczyna się zazwyczaj od 10. roku życia, ja miałam już wtedy 13 lat, dlatego zdawałam od razu do czwartej klasy. Musiałam dużo nadrobić i wykazać się większą wiedzą oraz umiejętnościami niż te dzieci, które rozpoczynały naukę od pierwszej klasy.

Simple Dancer's Life

Co brała pod uwagę komisja?

Sprawdzała m.in. warunki fizyczne: liczą się proporcje w budowie ciała i to, czy jest się szczupłym. Ważne jest także rozciągnięcie, elastyczność ciała i umuzykalnienie. Trzeba umieć wsłuchać się w rytm muzyki. Balet charakteryzuje się też swoistą nomenklaturą. Wszystkie komendy są w języku francuskim, więc musiałam opanować również podstawy tego języka.

Nie każdy sport jest dla każdego. Odnoszę wręcz wrażenie, że jego dyscyplinę wybiera się nie tylko ze względu na warunki fizyczne, ale także ze względu na charakter, osobowość.

To prawda. Balet jest dla ludzi silnych. To, co widzimy na scenie, jest efektem kilkunastoletniej pracy tancerzy. Dlatego balet jest tym rodzajem tańca, który wymaga ogromnej cierpliwości, wytrwałości, determinacji i pokory.

Ty tę pokorę w sobie masz?

To bardzo trudne pytanie. Osobiście jestem introwertyczką, nie jestem ekscentryczna. Życie wiele mnie nauczyło, przez pewne doświadczenia, które mnie spotkały, wyrobiłam w sobie właśnie pokorę i skromność, ale również determinację i pewność siebie.

Simple Dancer's Life

Cierpliwości wymaga się także wtedy, gdy trzeba odpuścić. Na przykład po doznaniu kontuzji. O tym również piszesz na swoim blogu. Jakie są najczęstsze kontuzje wśród tancerzy baletowych?

W moim przypadku było tak, że gdy uraz przeszkadzał coraz bardziej i tak nie chciałam przestać tańczyć. Wiedziałam, że coś mi zaczyna doskwierać, ale zaleczenie kontuzji odkładałam na później. To była kontuzja mięśnia zginacza biodrowego. Tancerz myśli tak: "to nieważne, że boli, chcę dalej tańczyć". I tańczy, dopóki uraz nie staje się na tyle poważny, że trzeba po prostu przerwać. Gdyby spojrzeć na urazy z perspektywy czasu ich powstawania, to można by je podzielić na: nawarstwiajace się, czyli mikrourazy (z pozoru nieodczuwalne, przy większym wysiłku nabierają znaczenia i ból zaczyna dokuczać) oraz urazy nagłe (tak jak wtedy, gdy źle się skoczy, niewłaściwie postawi nogę i nie ma mowy o powrocie na scenę). W taki sposób moja koleżanka złamała ostatnio piątą kość śródstopia.

Najczęstsze urazy wśród tancerzy baletowych to urazy stawów: kolanowego, biodrowego i skokowego. Balet opiera się bowiem na wykręconych nogach. Pracujemy w pozycjach nienaturalnych dla człowieka. Łatwo też można odczuć ból kręgosłupa, który wysiada najszybciej, bo to on utrzymuje całe nasze ciało. Ponieważ mam tzw. przeprosty kolan, trzy razy miałam zwichnięty staw kolanowy - wypadła mi rzepka. Na szczęście to było kilka lat temu, teraz, dzięki odpowiedniej rehabilitacji, jest już dobrze.

Jak wygląda dzień baletnicy?

O tym można by wiele opowiadać. Z jednej strony obowiązuje pewien określony harmonogram, z drugiej - każdy dzień przynosi coś innego. W poniedziałek mamy zazwyczaj wolne, to taki nasz weekend. W dni pracujące przychodzę o 10.00 do teatru, mamy lekcję tańca klasycznego - ćwiczenia przy drążku i na środku sali oraz skoki (to robią zarówno kobiety, jak i mężczyźni), ćwiczymy też pointy, czyli ćwiczenia na palcach, tak charakterystyczne dla baletu (tylko kobiety). Do godziny 14.00 mamy próby, które trwają od godziny do półtorej. Nie na każdej trzeba być - wszystko zależy od rozpiski zgodnej z repertuarem teatru. Teraz ćwiczymy na przykład do "Poskromienia złośnicy" i "Jeziora łabędziego", którego premiera zaplanowana jest na maj.

I jak długo musisz trenować, by móc zaprezentować się tak, jak to powinno wyglądać w czasie premierowego spektaklu?

Próby do "Jeziora łabędziego" rozpoczęliśmy w lutym, więc tak około trzech miesięcy. Ale zdarza się, że do spektaklu przygotowujemy się cztery miesiące.

Wróćmy do rutynowego dnia baletnicy. Kończy się próba i...?

I mamy godzinną przerwę na lunch. Kolejna próba rozpoczyna się o godz. 15. i trwa do 18. Jeśli wieczorem jest spektakl, próby kończymy o 14. i mamy przerwę przed przedstawieniem.

Aneta Wira-Ostaszyk

Przypuszczałabyś, że to, co było przygodą z dzieciństwa, stanie się sposobem na życie?

To jest pytanie-zagadka! Już jako dziecko uwielbiałam sport. Z chęcią biegałam na krótkie dystanse. Szukałam czegoś interesującego. Czegoś, w czym mogłabym realizować swoją chęć stawania się lepszą. Taniec był do tego idealny. Ale nawet kiedy chodziłam do warszawskiej szkoły baletowej, nie przypuszczałam, że kiedyś będę miała zaszczyt występować na scenie znajdującego się dokładnie naprzeciwko Teatru Wielkiego - Opery Narodowej.

Kiedy pojawił się ten swoisty przebłysk: "to jest to!"?

Prawdopodobnie podczas spektaklu "Śpiąca królewna". To był pierwszy spektakl, w którym tańczyłam. Miałam wtedy jakieś 18 lat i pomyślałam: "to jest właśnie to, co chcę robić w życiu!". Teraz zdaję sobie sprawę, że miałam dużo szczęścia. Dzisiaj pracuję w najlepszym zespole baletowym w Polsce, jestem tancerką tego zespołu. Nie tańczę głównych partii, ale to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że czuję się spełniona. Jeśli ktoś dostaje więcej, nie mam prawa tego kwestionować. Tu trzeba starać się być coraz lepszym. Jeśli udowodnisz, na co cię stać, na pewno zostaniesz doceniony.

Aneta Wira-Ostaszyk

I nie podcinacie sobie troczków?

Nie, ani nie podcinamy sobie troczków, ani nie podkradamy baletek. Nawet jeśli chciałoby się więcej, to szanujemy się nawzajem i wspieramy, w zespole nie ma takich złośliwości. Na żarty pozwalamy sobie jedynie podczas "zielonych spektakli". To ostatni spektakl danego tytułu w sezonie. Tancerze mają taką niepisaną zasadę, że w czasie takiego przedstawienia trzeba zrobić coś głupiego na tyle, żeby publiczność się nie zorientowała. Oczywiście nie wolno zmieniać choreografii. Ostatnio w spektaklu "Don Kichot" zgodnie z librettem solistka miała poprosić o kieliszek wody, a koleżanka zamiast tego podała jej kurczaka. Inni na przykład na czas zielonego spektaklu kolorują sobie zęba. Podczas ostatniego "Dziadka do orzechów" tancerki tańczące w "Walcu Śnieżynek" pod koniec pierwszego aktu malowały sobie policzki na srebrno. To niby nic wielkiego, ale dla nas to zawsze okazja do rozluźnienia się w trakcie spektaklu.

Czyli złośliwych żartów nie ma.

Nie ma, za to czasem los potrafi spłatać figla. Tuż przed wyjściem na scenę podczas spektaklu "Bolero" troczek mi się urwał. Troczki to te wstążki w butach zwanych pointami (w balecie wykorzystuje się jeszcze czasem charakterki, czyli buty na obcasiku). Ale w takich sytuacjach, kiedy urwą się troczki, zawsze można właśnie liczyć na wsparcie innych tancerzy i tancerek. Koleżanka dała mi nitkę z igłą i udało się ugasić pożar. W "Bolero" choreografia jest dość trudna, więc stres był duży.

Dlaczego trudna?

Opiera się na geometrii, nie można wyjść poza linię, bo wtedy cały układ może się wysypać.
(...)

Aneta Wira-Ostaszyk

Na swoim blogu opisywałaś m.in. "Czarnego Łabędzia". Lubisz ten film?

Lubię, ale wydaje mi się, że bardzo dużo elementów zostało tam przerysowanych. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to pokój głównej bohaterki. Z pluszowych misiów wyrosłam już dawno temu, kolor różowy występuje w moim mieszkaniu sporadycznie, w szafie również. Kolejny aspekt to praca w teatrze - wybór solistów do głównych ról w spektaklu nie polega na klepaniu w ramię. Szeroko to opisałam na moim blogu. Natomiast ciekawostką jest to, że mój mąż, kiedy mnie poznał, powiedział, że przypominam mu Natalie Portman (zagrała główną rolę w "Czarnym Łabędziu". Dopiero później przyznałam mu się, że pracuję jako tancerka baletowa.

Z wielką pasją opowiadasz o balecie, ale trudno mi uwierzyć, że nigdy nie pojawiły się u Ciebie momenty zwątpienia. Ty na łamach swojego bloga rozmawiałaś z Dawidem Trzensimiechem, solistą Polskiego Baletu Narodowego. Nawet on miał kryzys.

Zdarza się, że pojawia się delikatna zazdrość o to, że ktoś dostał więcej, że może pokazać się bardziej. Oczywiście, ja też miałam kryzys. Był moment, kiedy nie tańczyłam tyle, ile bym chciała. Ale pokazałam wtedy, że stać mnie na więcej. Dużo ćwiczyłam, by być jeszcze lepszą. Dziś wiem, że nie warto się poddawać.

A który spektakl jest Ci najbliższy?

Myślę, że "Artifact Suite" w choreografii Williama Foresythe'a. To był tzw. balet bez treści, mający na celu pokazać fizyczną wytrzymałość tancerzy. Dla mnie był to prawdziwy sprawdzian swoich umiejętności oraz wytrzymałości - zarówno fizycznej, jak i psychicznej. W tym spektaklu tancerze przez czterdzieści minut non stop są na scenie. Zresztą, choreografia była bardzo trudna. Ale właśnie ten spektakl był dla mnie dowodem na to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Mile wspominam również nasączony komedią spektakl "Don Kichot", bo dawał nam także szansę zaprezentowania swoich możliwości aktorskich, a bycie na scenie było prawdziwą frajdą.

Aneta Wira-Ostaszyk

Wdzięki, piękny wygląd, niesamowite kostiumy. Nie obawiasz się, co będzie za kilka, kilkanaście lat? Tego, że w pewnym momencie trzeba będzie się pożegnać, bo balet to trochę kult młodości i ciała.

Pożegnać - to źle brzmi. Nie chcę się żegnać, ale zdaję sobie sprawę, że w pewnym wieku kręgosłup może odmówić posłuszeństwa. Paradoks polega na tym, że choć pracujemy ciałem, to rząd odebrał nam wcześniejsze emerytury. Według nowych przepisów powinniśmy tańczyć do 67. roku życia. A przecież nikt nie będzie chciał oglądać 60-letniej, ba, nawet 50-letniej tancerki. Wiem, że mam przed sobą jeszcze kilka lat. Tancerze baletowi kończą karierę zazwyczaj gdzieś w wieku 35 lat. Później muszą wybrać inną drogę. Dla mnie blog Simple Dancer's Life jest taką furtką, która być może kiedyś otworzy mi kolejne drzwi. Mam też uprawnienia, żeby być pedagogiem i uczyć baletu. Ale najchętniej widziałabym się w roli krytyka, bo bardzo lubię też pisać o balecie.

Polski Balet Narodowy nie jest aktywny w mediach społecznościowych, na tyle, na ile mógłby być, jak inne wielkie zespoły baletowe na całym świecie. A naprawdę jesteśmy rozpoznawalnym zespołem! Dlatego być może w przyszłości mogłabym działać w marketingu i promowaniu naszej działalności? Jestem realistką i wiem, że moment, kiedy trzeba będzie zejść ze sceny, kiedyś nadejdzie. Ale wiem też, że mam wystarczająco dużo zdolności, by robić w życiu to, co kocham.

Kiedyś, gdy bardzo stresowałam się przed jednym ze spektakli, kolega powiedział do mnie: "Pomyśl sobie, jakby to miał być twój ostatni raz". Po czymś takim od razu czujesz się lepiej. Trzeba żyć tak, jakby to miał być ostatni raz.

Wszystkie zdjęcia wykorzystane w artykule pochodzą ze bloga Simple Dancer's Life